Wylot z KL mielismy o godz. 7 rano, liniami Air Asia (bilety kupione jeszcze w PL - za dwa bilety zaplacilismy ok 340 zl). Lot trwal 2 godziny, ale ze czas znow sie zmienil (-1h), dlatego tez wyladowalismy w stolicy Kambodzy - Phnom Penh, o godz 8 rano. Na miejscu (na lotnisku), kupilismy wizy za 20$/os. i wychodzac z lotniska natychmiast otoczyla nas masa taksowkarzy, oferujac 'najtansza' przejazdzke do centrum miasta... a ze nie widzielismy w zasiegu wzroku zadnego autobusu, to zgodzilismy sie na jedna z 'rewelacyjnych' taksowek (nawet byla z klima!).. Podroz trwala ok 30 min i kosztowala 9$.. Co sie rzuca na pierwszy rzut to masa motorynek, ktore jezdza jak chca - miedzy samochodami, chodnikami, nawet pod prad.. Jest ich bardzo, ale to bardzo duzo.. i przewoza na nich naprawde wszystko...(lacznie z dzieckiem majacym nie wiecej niz roczek - z TYLU jako pasazer...)..
Niestety widoczne na pierwszy rzut oka jest takze to, ze bardzo malo jest osob starszych.. - nie trzeba wiele o tym pisac, wystarczy poczytac o Czerwonych Khmerach..
Sama stolica w sobie, jakos bardzo nie zachwyca.. Ogolnie wszystko wyglada raczej biednie... Chaos na ulicach oraz stare i zniszczone budynki.. Jest oczywiscie kilka bardzo ladnych swiatyn oraz Palac Krolewski, ktore zwiedzilismy w ciagu kilku godzin, czekajc na autobus do Siem Reap.. W stolicy Kamodzy po raz pierwszy jechalismy tzw. Tuk Tukiem, czyli taxi-motorynka.. - wrazenia rewlacja... Obejchalismy dosc spory kawalek miasta, i zaplacilismy jedynie 3$ ;)
Do Siem Reap wyjechalismy o 12:30, a bilet kosztowal nas po 10$ od osoby (ponoc przeplacilismy, bo powinien kosztowac 7/8$ - tak nam powiedzial gosc od Tuk Tuka.. no coz, czlowiek sie caly czas uczy... ;)
Podroz trwala dosc sporo, bo ponad 6h...ale obrazy i krajobrazy ktore zobaczylismy po drodze = bezcenne...
Po wyladowaniu w Siem Reap odrazu zgarnal nas kolejny ''Tuk Tuk-owiec'', ktory zawiozl nas do centrum miasta i pokazal calkiem fajny hotel (nie hostel...;) Po upalnych nocach w Kuala Lumpur, gdzie dwa wiatraki nie dawaly rade, uznalismy ze teraz troche zaszalejemy i zazyjemy komfortu... Hotel kosztowal nas 39$/2os za 3 noce..(wiec nie tak bardzo duzo). Pokoj z lazienka, z klima i naprawde sporych rozmiarow.. Maja tez internet za free, z ktorego wlasnie pisze bloga ;))
Po zameldowaniu sie w hotelu, wyszlismy do centrum (ktory znajduje sie 2 min od hotelu - wiec bardzo blisko), aby cos zjesc i zapoznac sie z okolica.. Widac ze miasteczko zarabia dobrze na turystach, po w porownaniu ze stolica, to tutaj naprawde wszystko niezle wyglada.. hotele, restauracje, bary (klasy zachodniej), itd..
Ale nie tylko, sa tez tansze knajpki, gdzie w jednej z nich zjedlismy pierwsza khmeryjska obiado-kolacje.. Sami ja w zasadzie przygotowywalismy, bo na wypuklej patelni, ktora stala na ogniu, kladlismy kawalki miesa (kurczak, wolowina, owoce morza) a one same sie smazyly... Dookola tej wypuklej patelni byl "rowek"w ktorym gotowala sie woda z oliwa, a do niej wrzucalismy przyniesione tak jak mieso, makaron oraz warzywa... Generalnie kolacja palce lizac..., a popilismy to wszystko kambodzanskim piwkiem (na szczescie tutaj jest tansze niz w Malezji ;))) hehe
po tak intensywnie spedzonym dniu.. (od 3 nad ranem na nogach).. szybko zasnelismy w komfortowym lozku...
Plan na natepny dzien to: przede wszystkim sie wyspac :))) oraz zwiedzanie miasta Angkor !!!