Po wczorajszych przezyciach z "tuk tukarzem" i "studentem" wstajemy wczesnie (ok 7:00) - zeby zdazyc przed wyjazdem do Kanczanaburii (wyjazd na 12.30) - ogladnac Palac Krolewski i swiatynie Wat Phra Keo.......
udajemy sie jeszcze na sniadanko na znajoma juz ulice i zdecydowanie ruszamy do Palacu (niech nas ktos tylko zaczepi i zacznie mowic ze nieczynne czy cos w tym stylu...!!!)
pogoda cudna - niebieskie niebo, sloneczko.....
dochodzimy do Palacu,kupujemy bilety (350B/os) i kaza nam sie udac do przebieralni - bo nie mozna wejsc do Palacu z golymi nogami (a przynajmniej golymi powyzej kolan)
wchodzimy na teren Palacu...i tu naprawde warto przyjsc - niesamowicie kolorowe (ale nie w kiczowatym stylu!) budynki, z dachami skierowanymi do gory, oraz strzagacymi ich potworami, maszkaronami, smokami...i innymi postaciami z mitologii Tajow...
na srodku placu jest swiatynia w ktorej znajduje sie szmaragdowy Budda. Jest to maly posag umiejscowiony na samej gorze piramidy zlozonej ze zlotych elementow - waz, posagow itp.
na terenie Palacu jest duzo miejsca zeby usiac i popatrzec na wszystko spokojnie - bo od tych kolorow, posagow i rzezb kreci sie w glowie :)
ale niestety mamy malo czasu wiec przechodzimy dosc szybko i kierujemy sie w strone swiatyni Wat Phra Keo (bilet 50B/os) - w ktorej znajduje sie lezacy Budda - baaaaaardzo wielki posag!
Swiatynia jest wykonana rozwniez w stylu Palacu ale troche "biedniej ozdobiona", przechodzimy dookola Buddy i obchodzimy pobliskie budynki i swiatynie...
niestety musimy wracac na godz 12 do hostelu i czekac na busa do Kanchanaburii...
bierzemy tuk tuka (bez zbednej gadki) i jedziemy do hostelu...
planowo przyjezdza po nas samochod ktory dowozi nas do minibusa i zaczynamy kolejna podroz tym razem na zachod od Bangkoku.
do Kanchanaburii jedziemy ok 2 godz - droga mija dosc szybko i bez przygod, dojezdzamy na godz 15. Mamy mala mapke miasta gdzie sa zaznaczone hostele i guest house ale niestety niezbyt dokladna wiec pytamy miejscowych o droge...jeden z nich podwozi nas swoim samochodem na droge, gdzie znajduja sie hostele...wybieramy Guest House V.N. ktory ma pokoje zaraz nad rzeka KWAI :)
Pokoje tanie (250B za noc z ciepla woda:), zostawiamy plecaki, pozyczamy rowery (50B/dzien - my mamy za 30B bo juz jest 17:00) i jedziemy (ok 20 min ) na slynny most na rzece Kwai :)
przez most przejezdza pociag - a potem wchodzimy na tory i spacerujemy po moscie. Sa na nim specjalne platformy do ogladania widokow.
Zaczyna sie robic ciemno i okazuje sie ze most jest podswietlany przez zielone - zolte-czerwone-biale neony, co wyglada niestety dosc kiczowato! Szczegolnie majac na uwadze historie tego miejsca....
Oczywiscie spadl jeszcze deszcz, ktory przeczekalismy w sklepie u milej Tajki i wracamy do hostelu...
na jutro planujemy wodospady ERAWAN.....