Noc niestety słabo przespana. Prawdopodobnie wczorajsze jedzenie nam zadzkodziło. Ja jakoś dawałem rady, ale niestety Ania... nie zmrużyła oka – noc w toalecie.. Zamówiona dzień wcześniej taksówka (znajomy właścicielki kempingu po nas przyjechał;) zawozi nas „dworzec” autobusowy, skąd odjeżdżamy o godz. 9:10 do Simferopola. Po ok. 2,5 h dojeżdzamy na miejsce.
Robie ostatnie zakupy w supermarkecie na podroz i do PL, i o godz. 14:00 punkt, pociąg rusza w stronę Lwowa. Ania niestety nadal się źle czuje.. i od razu po rozpoczęciu jazdy, wdrapuje się na górne łóżko i zasypia ze zmęczenia... Ja oglądam przez okno ostatnie krymskie widoki, bo już za niedługo opuścimy ten orientalny półwysep. Muszę jeszcze nadmienić jedną „ciekawą” rzecz, a mianowicie, w pociągu otwierały się zaledwie 2 lub 3 okna na cały przedział –cudem udało się, że jedno z nich znalazło się w naszym „boksie”. Niestety cieszyliśmy się świeżym powietrzem jakieś 15 minut, kiedy to „wchodnia” rodzinka mająca swoje łóżka „na dole” zamknęła okno (które było ledwie co uchylone), twierdząc że im wieje!!! O zgrozo.. Po czym wyjęli swoje jedzenie: skrzydełka kurczaka na gorąco, parówki, jajka, itp. i je zaczęli jeść przy ok 30 stopniowy zaduchu!! A że my byliśmy po zatruciu (a może nadal w trakcie)... klimat ten baaardzo sprzyjał.. No cóż, przecież to tylko 25 godzin jazdy!!:)
Po drodze, zakupiłem piwko Obolon na peronie, od pań które handlowały czym tylko popadnie.. oraz 3 Melony – które dowiozłem do PL i poczęstowałem rodzinke – ależ był zachwyt!!